Prawo dostępu do informacji publicznej z którego może skorzystać każdy obywatel, jak się okazuje, jest ograniczane albo wręcz odmawiane przez organy niższego i wyższego szczebla. Można zadać sobie pytanie, dlaczego coś, co powinno stanowić powszechne źródło informacji dla społeczeństwa, nie jest udostępniane.
Mieszkaniec wsi Haćki ukarany za korzystanie ze swojego prawa do informacji publicznej
Aktu desperacji dokonał Jan Mordań, mieszkaniec wsi Haćki pod Bielskiem Podlaskim. Powodem był brak odpowiedzi na zadawane przez niego pytania, dlatego postanowił przychodzić na obrady rady gminy. Gdy chciał skorzystać z prawa do nagrywania obrad, wezwano policję. „Tamto posiedzenie dotyczyło planu rewitalizacji gminy. Gdy wyjąłem telefon, przewodnicząca zarządziła głosowanie, czy radni zgadzają się, żebym nagrywał. Większość była przeciw. Tłumaczyłem, że mam do tego prawo – w trybie dostępu do informacji publicznej. Ktoś zadzwonił po policję” – mówił. Policjanci spisali notatkę, a także wystąpili do sądu o ukaranie. Jan Mordań został ukarany karą 70 zł kosztów postępowania oraz naganą.
Batalie sądowe
Obywatel Jan Mordań nie poddał się i wniósł sprzeciw. Pomogła mu w tym Sieć Obywatelska Watchdog Polska. Sąd Rejonowy uznał go za niewinnego, jednakże funkcjonariusze z Komendy Powiatowej w Bielsku Podlaskim nie złożyli broni i wnieśli apelację. Ich zdaniem „jawności życia publicznego nie można postrzegać w sposób nieograniczony”.
Uniewinnienie mieszkańca Haciek podtrzymał Sąd Okręgowy w Białymstoku. Działania podejmowane przez radnych, funkcjonariuszy i sędziów łamały prawo konstytucyjne, nie mówiąc o ustawie o dostępie do informacji publicznej. Czy przejaw takich praktyk to brak wiedzy? Być może wśród radnych i funkcjonariuszy przydałoby się dodatkowe szkolenie z tego zakresu. Można zastanowić się również nad sędziami, którzy ukarali Jana Mordania naganą i karą 70 zł.
Konstytucyjne prawo dostępu do informacji publicznej
Wystarczy spojrzeć na art. 61 Konstytucji RP:
- ust. 1 – Obywatel ma prawo do uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne. Prawo to obejmuje również uzyskiwanie informacji o działalności organów samorządu gospodarczego i zawodowego, a także innych osób oraz jednostek organizacyjnych w zakresie, w jakim wykonują one zadania władzy publicznej i gospodarują mieniem komunalnym lub majątkiem Skarbu Państwa.
- ust. 2 – Prawo do uzyskiwania informacji obejmuje dostęp do dokumentów oraz wstęp na posiedzenia kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z powszechnych wyborów, z możliwością rejestracji dźwięku lub obrazu.
Mieszkaniec wsi Haćki zgodnie z art. 61 ust. 2 skorzystał z prawa wstępu na posiedzenia kolegialnych organów władzy publicznej (rady gminy), a także rejestracji dźwięku i obrazu. Zapłacił za to dość słoną cenę. Czy w ten sposób organy chcą zniechęcić obywateli do zaprzestania korzystania z prawa do informacji publicznej? W niektórych przypadkach wiele na to wskazuje.
Zmiana postawy władz wobec informacji publicznej
Paweł Pełka, który jest na co dzień dziennikarzem śledczym i redaktorem naczelnym „Tygodnika Podhalańskiego” stwierdza wprost, że odpowiedzi na wnioski o dostęp do informacji publicznej są niepełne, niezrozumiałe albo odmowne: „Dziś częstsza niż całkowita cisza w odpowiedzi na pytanie jest formułka, żeby napisać maila. I zwykle jakieś odpowiedzi przychodzą. Są jednak odmowne, nie na temat, zdawkowe albo sformułowane tak, że nie można nic zrozumieć”. Za przykład podaje Zakopane, gdzie praktycznie nowo położone płytki zaczęto zrywać. Odpowiedź, która przyszła na zapytanie dotyczące tej sytuacji była napisana w języku specjalistycznym, niemożliwym do zrozumienia dla przeciętnego obywatela: „Remontowany był dworzec. Ktoś zauważył, że dopiero co położone płytki nagle zaczęto zrywać. Urzędowa odpowiedź na pytanie przyszła napisana tak specjalistycznym językiem z dziedziny architektury, że niewiele można było z tego zrozumieć”.
Został stworzony katalog pojęć, które ułatwiają odmowę dostępu do informacji publicznej
Dyrektorka programowa Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska Katarzyna Batko-Tołuć stwierdza, że „powstała cała paleta pojęć – wytrychów dla instytucji, które nie chcą odpowiadać na pytania. Należy do niej traktowanie informacji jako „dokument wewnętrzny” lub jako „informację przetworzoną”, czy wreszcie utrzymywanie, że coś nie jest informacją publiczną”.
Jednym z najczęściej spotykanych problemów związany jest z informacją przetworzoną. Pole do szerokiej interpretacji stwarza bezpośrednio prawo, które wskazuje, że aby ją uzyskać należy wykazać „szczególnie istotny interes publiczny”. Ekspert prawny Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska podkreśla, że „normą jest też, że za informacje przetworzone uznaje się nie takie, których przygotowanie wymaga szczególnego wysiłku czy kreatywności, ale takie, które wymagają np. zeskanowania większej liczby stron”.
Problemów z dostępem do informacji publicznej ciąg dalszy
Aby uzyskać informację o wynagrodzeniach współpracowniczek Adama Glapińskiego w Narodowym Banku Polskim, trzeba było przyjąć ustawę o jawności zarobków w NBP. Prezes Glapiński tłumaczył dwa lata temu, że nie ma podstawy prawnej do tego, aby unaocznić pensje swoich podwładnych. Okazało się, że dyrektorki zarabiały powyżej 40 tys. zł.
Mieszkaniec Ścinawy Paweł Kowalski został wyproszony z sesji rady i od tego momentu zaczął bardziej przyglądać się temu, jak gmina funkcjonuje. „Pisałem kolejne wnioski o informacje – dlaczego nie są remontowane drogi, o zarobki gminnych urzędników. Na większość z tych pism nie dostawałem odpowiedzi”. Do inicjatywy przyłączył się radny Marek Barylak. Wspólnie wysyłali wnioski do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, sprowadzili Regionalną Izbę Obrachunkową, a ponadto wyroki Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego były dla nich przychylne. Po pewnym czasie część spraw ujrzała światło dzienne, jak ta w której ujawniono zarobki dyrektora departamentu w urzędzie miasta i gminy. Zarobił on ponad 320 tys. zł i dodatkowo 120 ty zł. z tytułu umów zleceń i zasiadania w radach nadzorczych. Należy tylko podkreślić, że Ścinawa to tylko 6-tysięczne miasto.
Na sam koniec należy podać statystykę w której Wojewódzkie Sądy Administracyjne w 2019 r. uwzględniły tylko 520 z ponad 1,7 tys. skarg na bezczynność organów w kwestiach związanych z informacją publiczną i prawem prasowym. I mniej niż połowę z 490 skarg na decyzje odmowne. Bardzo rzadko zdarza się, że sąd nakłada grzywnę za nieudostępnienie informacji publicznej, jednak jak stwierdza Krzysztof Izdebski: „nie płaci jej przecież osoba, która odmawia informacji, a budżet urzędu”. Z tego wynika, że zasądzoną karę pieniężną tak naprawdę pokrywając podatnicy, którzy przecież sami skarżą organy. W takim wypadku powstaje tzw. błędne koło.
0 Koment.